niedziela, 10 kwietnia 2016

Epilog: Boże, że też musiałam sobie wybrać takiego patafjana!

Na miękkich nogach przekroczyła próg sali sądowej, a po jej wnętrzu echem rozniósł się stukot jej obcasów. Omiotła przerażonym wzrokiem wypełniających pomieszczenie ludzi, zawieszając dłużej wzrok na sędzim umiejscowionym na środku sali. Starszy brunet posłał jej pokrzepiający uśmiech, gdy tylko dostrzegł strach malujący się na jej subtelnej twarzy i rozpoczął rozprawę. Wiktorowicz spojrzała ukradkiem w kierunku Adriana. Szatyn przyłapał ją na tym i obdarzył cwanym uśmieszkiem. Był cholernie pewny siebie. Czyżby przekupił sędziego, aby przyznał przychylny dla niego wyrok? Nie. To niemożliwe. Miedzianowłosa zwyczajnie panikowała. Skupiona wsłuchiwała się w słowa różnorakich osób, jednocześnie układając w głowie to co padnie z jej ust. Nie zamierzała kłamać. Chciała podzielić się z sądem tym jak było naprawdę, jakim to wzorem ojca był Adrian. Wreszcie nadeszła jej kolej. Roztrzęsiona podniosła się z miejsca i zmierzyła wzrokiem byłego partnera. Stanęła w wyznaczonym miejscu i zaczerpnęła powietrza. Przymknęła powieki, starając się uspokoić skołatane nerwy. W końcu się odezwała:

-Wysoki Sądzie Adrian nie może uzyskać opieki nad Antosiem. Zaraz po tym jak dowiedział się o moim zajściu w ciąże zwiał, zostawiając mnie z tym samą. Miałam nadzieję, że potrzebuje czasu by sobie to przemyśleć, że wróci, ale nic takiego się nie stało. Antoś nie zna swojego ojca, gdyż Adrian ani razu go nie odwiedził. Nie wyrażał kompletnego zainteresowania swoim dzieckiem, nie starał się o żadne kontakty, nigdy się z nim nie spotkał. On nie ma prawa żądać teraz opieki nad małym. Antoś go całkowicie nie zna. 

-Czy to co powiedziała pani Kasia jest prawdą panie Adrianie?-wypowiedział mężczyzna w czarnej szacie, spoglądając ze skupieniem na szatyna.

-Owszem, ale teraz się zmieniłem. Chce poznać mojego syna, chce, aby on ze mną zamieszkał. -odezwał się Kamiński. 

-Skąd u pana taka zmiana?-zapytał z ciekawością sędzia. 

-Po prostu dojrzałem do pewnym spraw, Panie Sędzio.

Kaśka prychnęła pod nosem. Adrian dojrzał?! Gdyby w to uwierzyła byłaby kompletną idiotką. Pokręciła z dezaprobatą głową i zajęła swoje wcześniejsze miejsce. Za chwilę na rozmowę z sędzią udać się miał jej skarb. Antoś został przyprowadzony na salę przez Artura, z którym dziewczyna wymieniła tylko subtelny uśmiech, a następnie zniknął z mężczyzną przy boku. Wszyscy zebrani wbili wzrok w ekran wielkiego, plazmowego ekranu, na którym widniał obraz jakiegoś pomieszczenia, w którym to znajdował się mały blondyn oraz sędzia. 

-Antosiu powiedz mi proszę. Kochasz swoją mamę?-delikatnie rozpoczął rozmowę mężczyzna.

-Najbardziej na świecie.-mały posłał mu szeroki uśmiech.

-To cudownie. Chcesz przy niej zostać prawda? 

-Tak, a dlaczego pan pyta? 

-Bo wiesz Twój tatuś chciałby Cię bardzo poznać i z Tobą zamieszkać. Ty natomiast go nie znasz prawda? 

-Moim tatą jest Artur. Kocham go. Uwielbiam się z nim bawić, oglądać razem mecze.

-Antoś pan Artur jest partnerem Twojej mamy, ale nie Twoim tatą. Twój tata siedzi teraz na sali sądowej i stara się o opiekę nad Tobą. Nie znasz pana Adriana prawda?

-Ale ja kocham go jak tatę. Nie.

-Opowiedz mi proszę o Twojej mamie. 

-Moja mama mocno mnie kocha. Dba o mnie jak nikt inny. Zawsze rano robi mi kanapki do szkoły, które są jak niebo w gębie, zabiera na lody, na spacery z Arturem. W domu często oglądamy razem filmy, bawimy się w trójkę. 

-Widać, że jesteś przy niej szczęśliwy. A jakie masz kontakty z chłopakiem mamy? 

-Z Arturem się świetnie dogadujemy. Czasami przychodzimy na jego mecze, a wtedy mogę porozmawiać z jego kolegami, poodbijać z nim piłką po meczu. Zawsze razem się bawimy, śmiejemy, żartujemy. Nie raz zdarza nam się urządzić wspólne śniadanie dla mamy. Oboje ją kochamy. 

-Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Miło było Cię poznać. -mężczyzna podaje rękę w kierunku dziecka.

-Do widzenia.-blondyn ściska ją i opuszcza pomieszczenie, gdzie przy drzwiach zabiera go Szalpuk. 

Chwilę później na salę sądową wtarga przyjmujący. Kąciki ust Kaśki momentalnie wzbijają się ku górze.  Blondyn z niesamowitym zaangażowaniem opowiada o rudowłosej, która bała się mu zaufać po ranie jaką spowodował jej były partner oraz o tym jak doskonale dogaduje się z synem Wiktorowicz, a także jak bardzo go kocha. 



Uradowana opuszcza salę sądową, rzucając się na szyję chłopakowi.  Przyjmujący zamyka ją w swoich silnych ramionach, napawając się jej słodkim zapachem. Euforia roznosi ją od środka. Udało się. Antoś zostaje przy boku swojej rodzicielki oraz blondyna. Mały z szerokim uśmiechem przygląda się matce oraz siatkarzowi, który nie może wyrwać się z jej uścisku, a usilnie potrzebuje zaczerpnąć powietrza. Pośpiesznie wtula się w nogi Kaśki, a ta w końcu daje możliwość oddychania spokojnie narzeczonemu. Antoś puszcza oczko chłopakowi i tuli się do rodzicielki, muskając ustami jej policzek. Rozpromieniona kobieta bierze chłopczyka na ręce i naznacza jego czoło swoimi wargami, pozostawiając na nim mokry ślad. W komplecie ruszają w kierunku wyjścia, a tuż za nimi podąża Adrian, który obiecuje, że jeszcze się odegra i pożałują tego. Po wyroku sędziego przyznał, że tak naprawdę Antek nic dla niego nie znaczy i chciał tylko sprawić przyjemność swojej partnerce, która nie może mieć dzieci a bardzo ich pragnie. Gdy Wiktorowicz to usłyszała jakimś cudem powstrzymała się od wykrzyczenia mu w twarz tego co o nim myśli. Był zwyczajnym, pieprzonym dupkiem. 

                                                                          ***
Przekroczyła właśnie próg mieszkania, kiedy poczuła przeszywający ból w okolicy podbrzusza. Jęknęła głośno, chwytając się pośpiesznie szafki, aby nie upaść. Wzięła głęboki oddech i starała się nie panikować. Utkwiła swój wzrok w znacznie zaokrąglonym brzuchu, modląc się, aby to nie było to o czym myślała. Była w dziewiątym miesiącu ciąży, ale termin porodu wypadał za równe dwa tygodnie. To nie mogło się teraz dziać. Jej rozmyślenia przerwała kolejna fala solidnego bólu. Zawyła głośno, powoli osuwając się po komodzie. Wygląda na to, że Karinie śpieszyło się na ten świat. Już miała sięgnąć po telefon znajdujący się w kieszeni leginsów, kiedy to drzwi otworzyły się, a w ich progu ukazała się wysoka sylwetka przyjmującego. Spanikowany niepokojącym widokiem blondyn momentalnie zatrzasnął je i opadł obok narzeczonej, przyglądając jej się ze strachem. 

-Nie przyglądaj mi się kretynie, a dzwoń po karetkę!-warknęła, zaciskając dłonie w pięści.

-Ale przecież termin masz dopiero za dwa tygodnie.-rzucił Szalpuk, skrobiąc się po głowie. 

-No co Ty Einsteinie! Boże, że też musiałam sobie wybrać takiego patafjana!-jęknęła z politowaniem. 

-Spokojnie, skarbie. Nie denerwuj się.-pogładził jej ramię.

-Szalpuk, kurwa! Zamilcz chłopie! Mam się nie denerwować jak Ty nawet po pogotowie nie zadzwoniłeś?!-wydzierała się zirytowana. 

Artur momentalnie wyłowił z kieszeni smartphone'a i wystukał ciąg trzech cyfr. Chwilę później postępował zgodnie z zaleceniami dyspozytorki, aby zapewnić narzeczonej doskonałą opiekę przed przyjazdem karetki. Kwadrans później w mieszkaniu pary narzeczonych pojawili się sanitariusze. Lekarze pośpiesznie zapakowali rudowłosą na nosze, po czym znieśli ją po schodach i zapakowali do pojazdu, a tuż za nimi podążał blondyn. Kaśka starała się tłumić wrzask spowodowany solidnymi bólami, ale nie całkowicie jej to wychodziło. 
Zdenerwowany przemierzał szpitalny korytarz, spoglądając z upragnieniem na drzwi porodówki, za którymi zniknęła Wiktorowicz. Miał nadzieję, że w końcu pojawi się w nich jakaś postać. Zajęty przechadzką nie zauważył nawet pojawienia się Aleksandra wraz z Moniką. Brunet stanął mu na drodze i przywitał się z nim, co także uczyniła jego partnerka. 

-Stary spokojnie. Też przez to przychodziłem i żyję jak widzisz.-zaśmiał się Śliwka.

-Tylko w jego przypadku było o tyle trudniej, że ja wydzierałam się w niebo głosy , obrzucając go czym popadnie, bo ten paplał jak na kręcony typu: koteczku spokojnie, dasz radę, pokaż swoje drugie wcielenie, czyli kocicę itp. -do rozmowy włączyła się szatynka.

Blondyn omiótł wzrokiem twarz przyjaciela i parsknął głośnym śmiechem. Tego nigdy w życiu nie spodziewał by się po swoim kumplu. Zawsze był przecież taki spokojny, opanowany. W towarzystwie tej dwójki mijały mu kolejne godziny. Jego powieki stawały się coraz cięższe, a Monia, widząc to nawiała go do choćby godzinnej drzemki, bo Kaśka szybko nie skończy, ale on jednak wytrwale odmawiał i faszerował się kofeiną zawartą w papierowych kubkach wypełnionych po brzegi kawą. 

-Gratuluję.-w progu sali stanęła ginekolog.-Ma pan zdrową córeczkę.-posłała mu promienny uśmiech. 

-Dziękuję.-kąciki jego ust także drgnęły.-Mogę do niej wejść?-zapytał z nutką niepewności.

-Dobrze, ale tylko na chwilkę. Narzeczona musi odpoczywać.-puściła mu oczko i zniknęła w głębi korytarza.

Nacisnął na klamkę sali, pchając drzwi. Zagłębił się we wnętrzu pomieszczenia, omiatając go wzrokiem. Po krótkiej chwili zauważył znajomą rudowłosą, która wycieńczona spoczywała na łóżku, tonąc w śnieżnobiałej pościeli. Podszedł do niej ostrożnie i opadł na taboret znajdujący się niedaleko posłania dziewczyny. Kaśka miała przymknięte powieki i oddychała miarowo, lecz nie była pogrążona we śnie, co w jej przypadku było wskazane. Nie miała jednak pojęcia o przybyciu do sali przyszłego męża. Dopiero, gdy blondyn splótł ich dłonie ze sobą jej powieki uniosły się i ukazały błękitne tęczówki wypełnione niesamowitym blaskiem. Była wykończona, co można było stwierdzić po sińcach zdobiących jej oczodoły oraz pokrytej zmęczeniem twarzy. 

-Dziękuję Ci za uczynienie mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.-złożył na jej skroni subtelny pocałunek.

Odpowiedziała mu jedynie nikłym uśmiechem, gładząc jego smukłą dłoń kciukiem. 

                                                                 ~*~
Dziękuję wam z całego serduszka za obecność oraz wsparcie i dobrnięcie do końca tej historii ♥ Do obecnego momentu nie miałam dokładnego pomysłu na zakończenie, ale mam nadzieję, że godnie zakończyłam losy tej dwójki i wszyscy są szczęśliwi :3 Teraz proszę was o obecność na Jochenie i Adzie, gdzie najpewniej za tydzień ukaże się trójka oraz śledzenie mojego profilu na Bloggerze lub tego bloga, bo może niebawem zdecyduje się wystartować z Prevcami  Całuję i dziękuję ♥ :* 

Jak Wenus i Mars. Jesteśmy z innych gwiazd.






niedziela, 3 kwietnia 2016

Dwudziesty dziewiąty: To najcudowniejszy prezent jaki mogłem sobie wymarzyć od świata.

Nie dowierzała własnym oczom. Szatyn odwrócił się na pięcie i wbił w nią przenikliwe spojrzenie błękitnych tęczówek. Tych, w których jeszcze kilka lat temu się zakochała. Ubóstwiała wpatrywać się w nie godzinami, gdy siedzieli na tarasie jego domu i podziwiali zachodzące słońce, napawając się swoją obecnością. Uwielbiała w nich ten niesamowity błysk, kiedy tylko wspominała o gorącej czekoladzie, którą on uwielbiał. Zamarła, mierząc wzrokiem jego przystojną twarz. Nim zauważyła a zmniejszył dzielący ich dystans do zera i stanął na przeciw Wiktorowicz, przewyższając ją o głowę. Zawsze podobali się jej wysocy faceci. Zatopił wzrok w subtelnych rysach zdobiących jej twarz i mimowolnie kącik jego ust drgnął nieznacznie. Wyciągnął rękę w jej kierunku, a ona obserwowała bacznie ten gest. Po chwili jego smukła dłoń przyłożona była do jej policzka. Gładził go opuszkami palców. Doskonale pamiętał jak bardzo to uwielbiała. Przez ten gest zawsze okazywał jej czułość i to jak bardzo jest dla niego ważna, ale to przeszłość. Teraz spodziewała się małej kruchej istotki wraz z najcudowniejszym na świecie blondynem o nieziemsko czekoladowych tęczówkach, które iskrzyły niczym miliony gwiazd. Chciał odrzucić jego dłoń, ale jej ciało opanowała pewna blokada. Nie chciała, aby to robił, ale nie mogła go przed tym powstrzymać. 

-Nic się nie zmieniłaś. -jego melodyjny głos wyrwał ją z rozmyśleń. 

W skupieniu przyglądała się jego twarzy, starając się jakiekolwiek różnice z tej widzianej z przed kilku lat buźki. Zdecydowanie zmężniał. Błękitne oczy nadal przepełnione były lazurem, na ustach ciągle widniał ten cwany uśmieszek, ale jego broda była pokryta znacznie większą ilością włosów niż od momentu, kiedy widziała go po raz ostatni. Można było dostrzec w nim dojrzałość. Ciemne jak węgiel, bujne włosy były nieco bardziej uniesione, a na prawym boku widniała subtelna grzywka opadająca mu na oko. 

-Ty za to troszkę.-odparła cicho, pozbywając się wielkiej guli blokującej jej krtań. 

Odzyskała władzę nad swoim ciałem i strąciła jego kończynę, wciąż gładzącą ją po policzku. Kompletnie nie rozumiała po co to robił. Przecież stracony czas już nie powróci. Po co zjawił się w tym mieście i dlaczego musiała na niego wpaść? Setki podobnych pytań krążyły jej po głowie, przyprawiając ją o niezły mętlik. Mężczyzna zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami. 

-Tak jakoś wyszło, ale nie przybyłem tutaj dla pogaduszek. Dobrze się składa, że Cię tutaj spotkałem, bo miałem udać się do Twojego domu. -posłał jej subtelny uśmiech.

-Skąd masz mój adres?-warknęła. 

-Mam swoje źródła.-puścił jej oczko.-Nie ważne. Chce odzyskać opiekę nad Antkiem i z nim zamieszkać, bez Ciebie oczywiście.-wypowiedział spokojnie. 

-Że co proszę?! Znalazł się wzorowy tatuś! Nie interesowałeś się nim przez 7 lat, a teraz nagle przypominasz sobie o jego istnieniu! Nie ma mowy! Nie oddam go w ręce takiego dupka i skurwiela jak Ty!-wydzierała się, lekceważąc ciekawskie spojrzenia ludzi. 

-Nie masz tu nic do gadania, złotko. -obdarzył ją cwanym uśmieszkiem.-Sąd zadecyduje. 

-Pozwałeś mnie do sądu?! Człowieku czy Ty masz choć trochę swojej godności?! Przecież nie było Cię przy Antosiu 7 lat! Tylko jakiś niespełna rozumu idiota przyznał by Ci prawo opieki nad nim. 

-Tylko się nie zdziw jak za jakiś tydzień sąd ogłosi wyrok na moją korzyść. Trzymaj się piękna.-rzucił i odszedł z dłońmi zagłębionymi w kieszenie dżinsów. 

Złość rozchodziła się po jej ciele, przyśpieszając tym samym tempo pracy krwiobiegu. Poczuła jak podbrzusze zalewa fala silnego bólu. Upadła na kolana, chwytając za daną część ciała. Nieodzywająca się dotąd Monika momentalnie przestraszona opadła obok przyjaciółki, która zwijała się z bólu. Spanikowana wezwała karetkę, wypytując Kaśki o niezbędne informację. W pewnym momencie nastała całkowita ciemność. 

                                                                     ***
Wypoczęta pozwoliła powiekom się unieść, jednak w tym samym momencie jęknęła przeciągle, gdyż do jej oczu wdarło się wpadające przez okno światło. Pogrążony we śnie na stołku blondyn momentalnie poderwał się z miejsca i gdy dostrzegł tylko przytomną rudowłosą kąciki jego ust zastygły na wyżynach, nie zamierzając się  stamtąd ruszać przez najbliższy czas. Momentalnie wybiegł z sali i pognał po lekarza prowadzącego jego narzeczoną. Chwilę później próg sali przekroczył starszy mężczyzna przyodziany w biały kilt, a tuż za nim do wnętrza pomieszczenia wtargnęła ginekolog zajmującą się ciążą Kaśki. Blondynka przystanęła przy łóżku dziewczyny i posłała jej ciepły uśmiech. 

-Proszę o niczym nie mówić. Artur o niczym nie wie.-rzuciła Wiktorowicz, spoglądając błagalnie na lekarkę. 

Krzewińska skinęła jedynie głową. Kaśka tymczasem poprosiła Arcziego, aby podszedł bliżej. W ogóle nie miała pojęcia jakim cudem był tutaj obecny. Powinien obecnie zaliczać kilka okrążeń wokół boiska jak robiła to reszta kadry. Przyjmujący zjawił się obok posłania dziewczyny. Ta splotła ich palce ze sobą i spojrzała na chłopaka z iskierkami w oczach, układając usta w szeroki uśmiech. 

-Jestem w ciąży.-wyszeptała.

Szalpuk zdziwiony rozchylił wargi i wbił w nią czekoladowe tęczówki, których źrenice powiększyły się do wielkości Mikasy. Że co takiego?! Zamurowało go. Kobieta jego życia właśnie oświadczyła mu, że niedługo na świat przyjdzie jego potomek. Dziewczynka czy chłopiec? To już się nie liczyło. Najważniejsze, że niedługo będzie mógł napawać się swoją, małą kopią. Kąciki jego ust znacznie wzbiły się ku górze. 

-Zostanę ojcem. -stwierdził, kiwając głową.

Następnie powtórzy te dwa magiczne dla niego słowa kilka razy i poczuł jak traci grunt pod nogami. Jego smukła sylwetka opadła na podłogę. Kaśka parsknęła głośnym śmiechem. Takiej reakcji się po nim szczerze mówiąc nie spodziewała. Wszystkiego, ale nie tego. Nie obawiała się, że może się mu coś stać. Kochała tego wariata nad życie. 

-To nic takiego. Zwyczajnie za dużo wrażeń.-zachichotała blondynka. 

-Rozumiem.-pokiwała głową rudowłosa.-Co z moim skarbikiem?

-Wszystko w porządku. To tylko zbyt duży stres. Proszę na siebie uważać i się nie denerwować.-poradziła jej kobieta i opuściła pomieszczenie. 

Starszy mężczyzna tymczasem starał się wybudzić zszokowanego informacją wcześniej padającą z ust narzeczonej siatkarza. Wiktorowicz przyglądała się tej sytuacji, kręcąc roześmiana głową. Po chwili chłopak odzyskał przytomność i przysiadł na łóżku Rudej, ujmując jej drobną dłoń w swoją wielką rękę. 

-To najcudowniejszy prezent jaki mogłem sobie wymarzyć od świata. Kocham Cię.-złożył na jej ustach czuły pocałunek.

-A ja Ciebie wariacie.-ułożyła rękę z wenflonem na włosach chłopaka i przyciągnęła go bliżej siebie, pogłębiając pieszczotę. 

                                                                ~*~
Wiem, że trochę krótki, a nawet bardzo, ale resztę zachowuję na epilog, wybaczcie :) Spodziewałyście się takiej akcji w roli głównej z Adrianem? :D Na szybko wymyślałam jego opis, bo nie mogłam znaleźć starego zawartego w jednym z rozdziałów dlatego wybaczcie mi jakby się sporo różnił ^^ Arczi wariat, ale to już wiemy :D <3 Całuję i do zobaczenia na Epilogu :*