niedziela, 28 lutego 2016

Dwudziesty piąty: Widzę, że ktoś tutaj lubuje się w moich ubraniach.

Wypoczęta pozwoliła unieść się swoim powiekom, aby po chwili omiatać wzrokiem pomieszczenie. Przez odsłonięte okno do środka sypialni przedostawały się jasne promyki wiosennego słońca, które nieco utrudniały jej poruszanie się. Rozejrzała się wokół, szukając czegoś czym mogła okryć swoje nagie ciało. Kąciki jej ust powędrowały ku górze, kiedy jej wzrok padł na bluzę w kolorze tęczówek blondyna, która była jego własnością. Wyposażyła się w świeżą bieliznę po czym bez pytania narzuciła na siebie ubranie siatkarza i zniknęła za drzwiami sypialni. Westchnęła cicho, gdy przekroczyła próg kuchni. Na podłodze wciąż znajdował się roztrzaskany na drobne kawałeczki talerz. Pośpiesznie odnalazła w wyposażeniu pomieszczenia szufelkę z łopatką i omiotła panele. Kawałki naczynia wylądowały w koszu, a ona spokojnie stąpała bosymi stopami po panelach, przyrządzając sobie poranną kawę. Z parującą filiżanką opadła na jedno z krzeseł przy kuchennym stole, umiejscawiając swój wzrok w widokach rozciągających się za oknem. Upiła niewielki łyk ciemnej cieczy i mruknęła zadowolona, przymykając powieki. Kąciki jej ust wzbiły się na wyżyny, kiedy do jej głowy zawitały wspomnienia z wczorajszej nocy. Tak bardzo brakowało jej bliskości blondyna. Jego dłonie wędrujące po całym jej ciele, usta wgryzające się w jej szyję czy pieszczące jej wargi, tors, który płonął, co czuła znacznie na swoim brzuchu... To wszystko sprawiało, że jej humor był nie do popsucia. Kochała Artura i pragnęła spędzić z nim przyszłość. Pytanie tylko czy on jest na to gotowy? Przeszedł trudny okres w swoim życiu. Teraz musiał skupić się na powróceniu do formy i za pewne dołączeniu do trenującego w Spale zespołu. Nim zauważyła a porcelana trzymana w jej rękach świeciła pustkami. Zaśmiała się pod nosem i wstała ociężale. Podeszła do lodówki po drodze, odkładając brudne naczynie do zlewu. Westchnęła głośno na widok zawartości urządzenia i skusiła się na Gratkę stojącą na samym dnie. Z łyżeczką w dłoni i plastikowym opakowaniem powędrowała na kanapę i odpaliła telewizor. Jęknęła głośno, gdy w odbiorniku nie dostrzegła nic interesującego. Zrezygnowana sięgnęła po książkę spoczywającą na stoliku przed nią i zabrała się za czytanie. Zajadając się jogurtem pochłaniała kolejne strony lektury, nie zauważając nawet, kiedy za jej plecami pojawił się przyjmujący. Z czytania wyrwało ją dopiero muśnięcie ust siatkarza jej szyi. Mruknęła cicho i odchyliła głowę do tyłu, poddając się pieszczocie. 

-Widzę, że ktoś tutaj lubuje się w moich ubraniach.-zaśmiał się gardłowo tuż do jej ucha. 

-A nie powiem wygodna ta bluza. A do tego pachnie Tobą.-posłała mu subtelny uśmiech i zaciągnęła się zapachem ubrania.

-Nawet nie myśl, że mi ją podpylisz.-opadł obok niej i objął ją ramieniem.

Kaśka uśmiechnęła się cwanie, a Szalpuk od razu zaczaił o co chodzi.

-No nie!-jęknął.-To jest moja ulubiona! 

-Była! -wystawiła mu język Ruda.

Artur z zaskoczenia nachylił się nad dziewczyną i zamknął jej usta soczystym pocałunkiem. Miedzianowłosa zarzuciła dłonie na jego szyję i przyciągnęła go bliżej, pogłębiając pocałunek. Jego aksamitne wargi smakowały jak raj. Kochała czuć na swoich wąskich ustach. Po chwili jednak odskoczyła od chłopaka i oparła głowę na jego ramieniu, wzdychając głośno. Blondyn zmarszczył brwi i kątem oka przyglądał się zmartwionej dziewczynie. Wiedział, że coś jest nie tak.

-Co się stało? 

-Nic.-odparła beznamiętnie.

-Kaśka, przecież widzę!

-Po prostu dopiero Cię odzyskałam, a za chwilę znów stąd wyparujesz. Czeka na Ciebie reprezentacja, później sezon klubowy i tak się będziemy mijać.-westchnęła, wpatrując się w punkt przed siebie.

-Zamieszkaj ze mną!-rzucił nagle siatkarz.

-Co?!Zwariowałeś?!-Wiktorowicz poderwała się z miejsca.

-Proszę. Jesteśmy ze sobą już długo. Ufamy sobie. Antoś mnie uwielbia. -argumentował.

-Ale Artur... Ja mam tutaj pracę!-jęknęła.

-Masz ukończone studia, więc na pewno znajdziesz coś w Radomiu. Kaśka! Proszę! 

Ruda prychnęła pod nosem i przystanęła przy oknie. Ze skupieniem obserwowała jak ludzie śpieszący się do pracy przemierzają rzeszowskie ulice, a po chodnikach poruszają się tłumy ludzi. Poczuła jak chłopak przytula się do jej pleców, obejmując ją w pasie, a także jak układa swoją brodę na czubku jej głowy. Stali tak dłuższą chwilę po prostu milcząc. Siatkarz nachylił się i musnął ciepłymi wargami czule jej czoło. Prawy kącik jej ust mimowolnie uniósł się. Była dla niego ważna i to wiedziała. Kochał ją. Troszczył się o nią, dlatego też chciał przeprowadzki, aby mieć ją obok siebie i czuwać nad nią. Chciał chronić ją przed niebezpieczeństwem tego świata.

-Zastanów się i daj mi znać. Ja lecę się spakować, bo muszę zameldować się jeszcze dziś w Spale.-jego aksamitny głos pieścił jej ucho.

Chwilę później poczuła jak rozluźnia uścisk i znika w głębi sypialni. Odprowadziła wzrokiem jego sylwetkę po czym udała się do łazienki. Zrzuciła z siebie bluzę zawodnika Cerradu i wskoczyła pod prysznic. Oparła plecy o zimne płytki i pozwoliła strumieniowi ciepłej wody spływać po jej drobnym ciele. Oddychała głęboko, zastanawiając się nad sytuacją, w której została postawiona. Nawet jak przeniesie się do Radomia będzie pałętać się po pustym mieszkaniu. Nie znała tam nikogo, a tutaj miała Olka i Monikę czy też Ignaczaków. Gryzła się z myślami, co raz odrzucając lub akceptując propozycję blondyna. Zirytowana uderzyła pięścią o płytkę, czując jak jej oczy wypełnia słona ciecz. Nie chciała zostawiać tutaj kawiarni czy znajomych. Pośpiesznie otarła pojedynczą łzę i po chwili opuściła kabinę, owijając się puszystym ręcznikiem. 

                                                                            ***
Zaparkowała samochód pod mieszkaniem Ignaczaków i podreptała w kierunku drzwi. Nacisnęła dzwonek i oczekiwała pojawienia się właściciela domu. Chwilę później jej oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Krzysiek. Posłała mu subtelny uśmiech, a on ucałował jej policzki i wpuścił ją do środka. Iwona krzątała się po kuchni, przygotowując własnie obiad dla swoich pociech oraz malucha Wiktorowicz. Kaśka niepewnie weszła do pomieszczenia i chrząknęła głośno. Brunetka odwróciła się i momentalnie kąciki jej ust zbiły się na wyżyny. 

-Cześć Kaśka! I jak odpoczęliście z Arczim?-zaśmiała się. 

-Hej! Zależy co rozumiesz pod pojęciem odpoczynek.-puściła jej oczko Ruda.

-Wiesz są różne rodzaje odpoczynku. Bardziej aktywny czy też bierny, ale wnioskując pod lekkimi worami pod oczami wnioskuję, że wy wybraliście ten aktywny.-parsknęła śmiechem.

-Ty to masz oko Iwonka!-zachichotała Wiktorowicz.-Gdzie Antoś?- spytała, rozglądając się wokół.

-Grają z Sebastianem w jakąś grę. Siadaj. Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty?

-Dziękuję, ale nie. Ja tylko po małego i wypadam. Zaraz mamy zawieź Artura do Spały.

-Ej! Nie smuć się! Damy radę! Wpadniemy kiedyś z odwiedzinami i jakoś to będzie.-momentalnie przy niej znalazła się Ignaczak.

-Nie chodzi tylko o to. Artur chce, abym z nim zamieszkała.

-Żartujesz?-kobieta oparła się biodrem o szafkę i przyglądała skupiona koleżance.

Dziewczyna pokręciła głową, a Iwona przytuliła ją mocno, czując, że jest bliska płaczu. Sama kiedyś to przeżywała, ale w jej przypadku zamiast smutku nastąpiła radość. Kochała Krzyśka i chciała dzielić z nim swoje życie. Kaśka widocznie nie była w pełni na to gotowa. 

                                                                        ***
Skupiona wpatrzona w drogę przed sobą. Właśnie przemierzała wraz z chłopakami drogę do ośrodka. Wnętrze samochodu wypełniała muzyka, której źródłem było radio. Napięta atmosfera była wyczuwalna w powietrzu, dlatego też Antek, który miał wiele do opowiedzenia przyjmującemu nie przerywał ciszy, bojąc się narażać na atak matki czy chłopaka. W końcu jednak nie wytrzymał i zagadał do siatkarza o nowej grze, którą sobie upatrzył i miał w nadziei, że zakupi mu ją rodzicielka. Kasia tymczasem przysłuchiwała się ich rozmowie, zerkając ukradkiem na pasażera obok. Szalpuk oparty o okno podziwiał migający za oknem krajobraz, prowadząc rozmowę ze skarbem Wiktorowicz.  Wiedziała, że źle robi, nie odzywając się do siatkarza, ale zwyczajnie bała się z nim porozmawiać na temat przeprowadzki. Była gotowa dzielić z nim swoje życie, ale bała się zmiany w swoim życiu. Bała się, że ludzie jej nie zaakceptują.  Nim spostrzegła a parkowała samochód przed budynkiem. Odpięła pas i spojrzała na Artura. Blondyn posłał jej blady uśmiech i opuścił auto. Westchnęła głośno i poszła w jego ślady, aby po chwili uwolnić z fotelika Antka. Spokojnym korkiem zmierzała w kierunku wejścia do ośrodka, podziwiając otoczenie. Jej chłopak szedł kilka metrów przed nią z torbą zarzuconą na ramię. Po dłuższej chwili zatrzymali się przed jednymi z dębowych drzwi. Siatkarz zapukał delikatnie, a gdy do jego uszu dobiegło donośne "proszę" przekroczył próg, a tuż za nim podążała Ruda z synem. Francuz poderwał się z łóżka i odłożył na bok laptop, po czym podszedł do zawodnika Cerradu i uścisnął mu dłoń, co także uczynił z jego towarzyszami.

-Widzę, że tym razem z obstawą.-zaśmiał się selekcjoner.

-Przezorny zawsze ubezpieczony.-posłał mu uśmiech Arczi.

-Powiedz mi Arczi czy Ty aby na pewno dobrze się czujesz? Nic Ci nie dolega? Jesteś gotowy do treningów?

-Tak, tak trenerze. Spokojnie. Jestem w pełni zdrów.-zapewniał go podopieczny.

-W takim razie widzimy się na wieczornym treningu o 18. A teraz wybacz, ale muszę przeanalizować kilka rzeczy. Miłego dnia!

-Wzajemnie!

Blondyn zamknął za sobą drzwi i w towarzystwie kobiety z dzieckiem powędrował w kierunku swojego pokoju. Gdy tylko wpadł do lokum rzucił się na niego Olek. Przybił piątkę z przyjacielem i widząc niemrawą minę rudowłosej zadeklarował, że zajmie się chłopakiem, a oni będą mieli chwilę dla siebie. Przystali na jego propozycję i chwilę później zostali sami. 

-Kaśka...-siatkarz przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę. 

-Podjęłam decyzję. Zamieszkam z Tobą, ale nie obiecuję, że będzie kolorowo, bo mam problem z akceptacją nowego otoczenia. -wypowiedziała i obdarzyła go szerokim uśmiechem.

-Boże! Tak się cieszę!-wrzasnął i wziął ją na ręce, po czym zaczął okręcać wokół własnej osi.-Kocham Cię!-musnął jej usta.

-Ja Ciebie też wariacie!-zaśmiała się i zatopiła w jego wargach.


Z wypełniającym jej usta uśmiechem przemierzała galerię handlową, co rusz zerkając na przyjaciółkę. Monika chichotała pod nosem, widząc już obawy zmęczenia u rudowłosej. W końcu zmiłowała się nad nią i pozwoliła jej opaść na miękką sofę, a sama powędrowała do Maca, aby zamówić ich ulubione shake. Padnięta dziewczyna powoli odpływała do krainy Morfeusza, kiedy o sobie dał znać jej telefon. Zirytowana sięgnęła do kieszeni spodenek i zmarszczyła brwi, kiedy na ekranie wyświetliło się zdjęcie Aleksandra. 

-No cześć Olek! Co tam?-wypowiedziała roześmiana.

-Hej! Posłuchaj Kaśka. Artur miał ostatnio problemy ze wzrokiem, nie skarżył się na nie, a my nic nie zauważyliśmy, bo doskonale się ukrywał. Dziś stracił wzrok. Kompletnie nic nie widział. Jest w szpitalu w Spale. Pomyślałem, że musisz to wiedzieć.-zakończył swój monolog i oczekiwał reakcji przyjaciółki.

-Jak to stracił wzrok?! Boże! -przeraziła się tym co padło z ust przyjmującego.-Daj mi 3 godziny! Pokierujesz mnie do tego szpitala?

-Jasne! Do zobaczenia! Daj znać jak będziesz na miejscu!-zakończył połączenie Śliwka.

Kilka sekund później Dzika wróciła z napojami i wręczyła plastikowy kubeczek ze słomką w dłonie Wiktorowicz. Ta nagle wybuchła głośnym płaczem, lekceważąc ciekawskie spojrzenia mijających ich ludzi. Monika zaniepokojona przysiadła się obok przyjaciółki i objęła ją ramieniem.

-Kasia, co się stało?-zapytała w końcu.

-Artur jest w szpitalu. Stracił wzrok.-łkała w jej ramię.


                                                                      ~*~
No i długo kolorowo nie było :P Jak myślicie jak to dalej się potoczy? Z jednej strony jest pozytyw, bo Kaśka zamieszka w Radomiu z naszym wariatem, a z drugiej ta utrata wzroku... Jak wiecie dziś kończą mi się ferie, dlatego kolejny post za pewne pojawi się tutaj dopiero w kolejny weekend :) Chciałam was poinformować, że zdecydowałam się stworzyć historię z braćmi Prevc :D Ktoś piszę się na czytanie? ^^ Dajcie znać w komentarzach ;) Na razie blog jest prywatny, ale jak uda mi się napisać całą historię opublikuje go i dam wam znać :P Jest na co czekać, uwierzcie! :D Całuję i do zobaczenia :* 
PS: Dziękuję za liczne nominacje do Liebster Blog Award :* Jeśli chcecie się czegoś o mnie dowiedzieć zaglądnijcie >>tutaj<<


środa, 24 lutego 2016

Dwudziesty czwarty: Ale zostaw w spokoju.

Wiktorowicz z wysoko uniesionymi kącikami ust siedziała obok blondyna, wpatrując się w ich splecione ze sobą dłonie. Euforii wypełniającej jej ciało nie były w stanie opisać żadne słowa. Nie mogła uwierzyć, że ten koszmar wreszcie się zakończył. Już niedługo będzie jej dane ponownie zasmakować ust Artura czy też skryć się w jego silnych ramionach przed niebezpieczeństwami tego świata. W sali także znajdowała się Monika, która stała obok łóżka przyjmującego, a na jej ramionach spoczywały dłonie Olka, który także uradowany był wieścią, że jego przyjaciel powrócił do świata rzeczywistego. Kaśka z zainteresowaniem wpatrywała się w sylwetkę doktora prowadzącego Artura, wysłuchując uważnie jego słów. Miała nadzieję, że wypadek nie odbije się jakoś bardzo na siatkarzu. 

-...wygląda na to, że wszystkie urazy wewnętrzne już się zagoiły, więc zostanie pan u nas na jeden dzień obserwacji i jak wszystko będzie w porządku opuści pan szpital.-oznajmił z uśmiechem Kamiński.-A teraz proszę o opuszczenie sali i trochę odpoczynku dla pacjenta. Dla niego wybudzenie także jest szokiem...

-A czy ja mogłabym zostać na nieco dłużej?-zapytała z nadzieją Kaśka.

-Dobrze, ma pani 15 minut i ani minuty dłużej.-lekarz puścił oczko rudowłosej i zniknął za drzwiami pomieszczenia. 

-Stary, jak dobrze, że wreszcie jesteś wśród nas! Brakowało mi Cię! Nigdy więcej już mnie tak nie strasz! Ania nie może zostać bez ojca chrzestnego.-poklepał Artura po ramieniu Śliwka.

-Miło to od Ciebie słyszeć Olek. Muszę ją w końcu odwiedzić.-blondyn posłał przyjacielowi nikły uśmiech.-Zostawicie nas samych? Chciałbym się nacieszyć swoją dziewczyną.-jego błękitne tęczówki zabłysnęły radośnie. 

-Jasne. Tylko błagam nie róbcie tego w szpitalu.-poruszył znacząco brwiami brunet.

-Olek!-uderzyła go w tył głowy Monika.-Daj już im spokój. Cześć! Do zobaczenia jutro!-pomachała im szatynka i wraz z narzeczonym opuściła salę. 

Miedzianowłosa odprowadziła wzrokiem parę do drzwi, a następnie przeniosła go na twarz Artura. Momentalnie utonęła w jego błękitnych tęczówkach, które emanowały iskierkami radości. Tak bardzo jej ich brakowało. To one rozświetlały każdy jej dzień. To one nadawały jej życiu sens. Szalpuk, nie czekając na nic ujął jej twarz w swe dłonie i złączył ich usta w czułym pocałunku. Wiktorowicz zarzuciła ręce na jego szyję skracając jeszcze bardziej dzielący ich dystans. Jedną z dłoni wplotła w jego jasną czuprynę, delikatnie pociągając za zwisające kosmyki jego włosów i nasłuchując się jego pomrukiwania. Jęknęła cicho, gdy znacznie naciągnął jej dolną wargę, po czym puścił i wpił się w jej usta jeszcze mocniej. Jego język koił jej podniebienie, a jej wargi uzupełniały jego pragnienie. Po dłuższej chwili zasapani oderwali się od siebie. Kasia przymknęła powieki, starając się zatrzymać gromadzący się pod nimi płyn. Niestety po chwili pojedyncza, słona łza spłynęła po jej policzku, pociągając za sobą kolejne. 

-Głuptasie, dlaczego płaczesz?-odgarnął niesforny kosmyk za jej ucho.- Przecież tutaj jestem.-musnął ustami jej skroń. 

-To ze szczęścia. Po prostu nie mogę uwierzyć, że to wszystko się wreszcie skończyło.-kąciki jej ust wzbiły się na wyżyny. 

-Czujesz?-przyłożył jej dłoń do swojej lewej piersi, dziewczyna kiwnęła głową.-To serce bije dla Ciebie. Gdyby mnie tutaj nie było nie biłoby. Teraz już wierzysz, że pokonaliśmy najgorsze?

Kasia bez słowa rzuciła się na szyję chłopaka, wybuchając szlochem. Arczi zaśmiał się cicho, po czym ułożył ją sobie na kolanach i objął silnymi ramionami, kołysząc delikatnie jej ciało aby się uspokoiła. Widział, że rzeczywiście mocno odbiła się na niej cała ta sytuacja. Nie cierpiał, kiedy widywał ją w tak okropnym stanie, ale nie mógł jej zabronić płakać. Po ostatnich przeżyciach miała do tego prawo. Żałował, że nie pamiętał co takiego się wydarzyło. Musiał ją o to wypytać, ale na pewno teraz nie był na to odpowiedni moment.

                                                                        ***
Z szerokim uśmiechem wymalowanym na ustach zawitała do szkoły, aby odebrać malca. Antoś dostrzegając promienną twarz rodzicielki pożegnał się z Kamilem, który nawet nie dokończył zdania i pognał w kierunku mamy. Kaśka ze śmiechem przyglądała się jak blondyn tuli się do jej nogi, by po chwili schylić się i wziąć go na ręce. Jak na siedmiolatka sporo ważył, dlatego musiała powoli przyzwyczajać go do braku podziwiania świata z jej ramion. W wyśmienitym humorze powędrowała w kierunku samochodu. Postawiła chłopaka na ziemi i otworzyła przed nim drzwi, aby zajął miejsce w foteliku. Jej skarb posłusznie wpakował się do wnętrza auta i zapiął pas. Ruda puściła mu oczko i po ułożeniu plecaka obok dziecka zatrzasnęła drzwi. Opadła na fotel kierowcy i przekręciła kluczyk w statyce, po czym włączyła się do ruchu ulicznego. Bez słowa przemierzała ulice Rzeszowa, obierając kierunek szpitala zamiast doskonale znaną malcowi drogę do domu. Mały zmarszczył zdezorientowany brwi, spoglądając pytająco na swoją rodzicielkę. Kaśka posłała mu subtelny uśmiech w lusterku i w końcu zdecydowała się oświadczyć mu, gdzie tak naprawdę jadą. 

-Artur wybudził się kilka godzin temu. Pomyślałam, że się za nim stęskniłeś i chętnie go odwiedzisz, ale jak nie chcesz to...-mówiła skupiona, nie odrywając wzorku od drogi.

-Artur! Chce do Artura!-Antoś zaczął tupać nogami i wiercić się w foteliku.

-Spokojnie,  już tam jedziemy.-Wiktorowicz pokręciła ze śmiechem głową.

Gdy tylko zaparkowała samochód pod wielkim rozmiarów budynkiem blondyn odpiął pas i wystrzelił z niego niczym z procy. Kaśka zachichotała pod nosem i pobiegła za synem, pilnując aby nic mu się nie stało. W pewnym momencie oplotła palcami jego nadgarstek, szarpiąc nim delikatnie, aby przywołać go do porządku. Antoś spojrzał na nią z tym urzekającym uśmiechem widniejącym na jego ustach i grzecznie przemierzał szpitalny korytarz. W końcu zatrzymała się przed drzwiami sali siatkarza. Zamaszystym ruchem pociągnęła za klamkę i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć mały wtargnął już do środka. 

-Artur!-wrzasnął uradowany chłopiec, wskakując na łóżko przyjmującego.

-Antoś! Cześć młody!-przygarnął go do siebie Artur, mierząc jego jasną czuprynę.

-Dlaczego tak długo spałeś? Ja za mamą tak tęskniłem.-odezwał się mały.

-Niestety to nie było zależne od mnie. Wiem, że tęskniliście. Słyszałem wszystko co mówiliście.-puścił oczko w kierunku stojącej w progu Kasi.-Choć tu do nas.

Miedzianowłosa posłusznie opadła na łóżko starszego blondyna i oparła głowę na jego ramieniu, przyglądając się zabawie chłopaków w kamień, papier, nożyce. Kąciki jej ust momentalnie zawitały na wyżyny, a oczy wypełniły iskierki radości. Kątem oka spojrzała na twarz radomskiego zawodnika. Nie przejmował się tym, że jego osoby brakuje na zgrupowaniu w spalskich lasach. Dla niego liczyła się tylko ta dwójka znajdująca się obok niego. Widać to było po jego promiennych rysach twarzy. Arczi wręczył skarbowi Kaśki jedną z gazet, a kiedy ten skupił wzrok na jej przeglądaniu Szalpuk bez skrupułów wpił się w kuszące, malinowe usta Wiktorowicz. Ruda na początku obdarzyła go spojrzeniem niezrównoważonego psychicznie, ale później przymknęła powieki i utonęła w aksamitności jego warg. Boże! Jak ona go kochała za to szaleństwo! Kto normalny całuje dziewczynę przy dziecku?! Tylko Szalpuk! 

-Yyyy...Co wy robicie?-ich pieszczotę przerwał głos Antka.

-Wiesz bo...yyy... Mama miała coś w buzi i chcieliśmy się tego pozbyć, ale było strasznie głęboko no i....-tłumaczenia podjął się Artur, a Kaśka ledwo co powstrzymywała się od wybuchu niekontrolowanego śmiechu. 

-Darujcie sobie. Wiem co to całowanie.-oświadczył jak gdyby nigdy nic mały blondas. 

Kaśka i Artur wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i parsknęli głośnym śmiechem. 

                                                             *** 
Złączeni w namiętnym pocałunku przekroczyli próg mieszkania Wiktorowicz. Właścicielka zamaszystym ruchem pociągnęła za kołnierz kurtki siatkarza, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Tęsknota za jego bliskością powoli opanowywała całe jej ciało i umysł. W końcu trzy miesiące bez jego aksamitnych ust, błądzących po jej ciele dłoni... to był jakiś koszmar. Antoni przebywał obecnie w domu Ignaczaków, a oni korzystali z chwili sam na sam niemal od przekroczenia lokalu Kaśki. Blondyn mruknął cicho na ten gest i pchnął delikatnie drobną sylwetkę Kaśki i przygwoździł ją do ściany. Rudowłosa szarpnęła za rękawy kurtki siatkarza, a ta po chwili zsunęła się z jego ramion. Blondyn uśmiechnął się cwanie i już miał wycisnąć kolejny namiętny pocałunek na jej wargach, gdy o swoim istnieniu głośnym burknięciem dał znać żołądek dziewczyny.

-Dziewczyno poważnie?! Serio?!-zapytał z powagą Szalpuk, ale po chwili parsknął śmiechem.-Ani mi się waż tera jeść! Ja tutaj konam z pragnienia Twojej bliskości! Już ja Cię tu nakarmię! 

-Artur, proszę! Zjem tylko coś na szybko i wracamy do tego co przerwaliśmy! -wyrwała się z jego uścisku i pognała w kierunku kuchni. 

Blondyn jęknął niezadowolony, spoglądając kątem oka na jej seksownie kołyszące się pośladki. Miał na nią tak cholerną ochotę, a ona tak po prostu wybrała jedzenie. Zrezygnowany udał się do małego korytarza, aby zabrać swoją torbę z rzeczami i zatrzasnął za sobą drzwi sypialni. Ułożył bagaż obok szafy i na palcach opuścił pomieszczenie, a następnie schował się za krzesłem rudowłosej, która pochłaniała właśnie spaghetti. Gdy ta chciała zanieść do zlewu opróżniony talerz Szalpuk momentalnie przylgnął do ciała rudowłosej, ujął jej pośladki w swe dłonie, ściskając je delikatnie i przygwoździł ją do ściany, wpijając się żarłocznie w jej usta. Zaskoczona jego nagłym pojawieniem się dziewczyna pisnęła głośno, wypuszczając z dłoni talerz, który roztrzaskał się na miliony kawałeczków. 

-Kurwa mać!-zaklął siarczyście siatkarza.-Zostaw to! Teraz zajmij się mną! 

-Ale...-próbowała coś powiedzieć, ale uniemożliwiły jej to usta przyjmującego.

-Ale zostaw w spokoju.-wyszeptał i zamknął jej usta pocałunkiem. 

Poddała się. Przecież mogła sprzątnąć to później. Mruknęła zadowolona, czując jak język blondyna pieści jej podniebienie. Zarzuciła dłonie na jego szyję, wplatając palce w końcówki jego jasnej czupryny. Po chwili także oplotła go nogami w pasie, zmniejszając tym samym dzielącą ich ciała odległość do zera. 

-Kanapa czy sypialnia?-wyszeptał zachrypniętym nieco głosem do jej ucha.

-Sypialnia, głuptasie.-zaśmiała się i wgryzła zęby w dolny płatek jego wargi.

Artur jęknął donośnie i wyruszył w podróż do danego pomieszczenia. Zamknął drzwi sypialni solidnym kopniakiem i zrzucił ciało rudowłosej na materac. Chwilę później wylądował na niej. Przygwoździł jej ręce do prześcieradła, ułożył głowę w zagłębieniu jej szyi i zaczął naznaczać ją mokrymi śladami. Pisnęła cicho, gdy  jego zęby spotkały się z jej delikatną skórą. Chwilę później błądził dłońmi po jej plecach, tocząc taniec z jej językiem o dominację. Jedyne czego teraz pragnął to poczuć jej nagie, drobne ciało rozpalone do granic możliwości pod swoim. Zniecierpliwiona miedzianowłosa sięgnęła skrawku jego bluzy i pociągnęła ją do góry. W końcu ubranie wylądowało na podłodze, a ona mogła napawać się każdym wypukleniem na jego umięśnionym torsie. Jej dłonie badały jego klatkę piersiową, a on swoimi starał się pozbyć jej bluzki. Chwilę później dołączyła ona do jego bluzy podobnie jak i jej stanik. Przywarł wargami do jej dekoltu, wywołując u niej ciche mruknięcie. Jego bliskość wywoływała na jej ciele występowanie przeszywającego dreszczyku. Nim zauważyła a jej drobne ciało wiło się pod każdym jego najmniejszym ruchem. Z gardła Kaśki wydobywał się jęk rozkoszy, wywołując na jego usta subtelny uśmiech. Kochał sprawiać jej przyjemność. Po dłuższym czasie oderwał się od kuszącego ciała miedzianowłosej po czym opadł obok niej i pozwolił wtulić się jej w jego tors. Kaśka przymknęła powieki i starała się uspokoić przyśpieszony oddech. Kreśliła palcem różnorakie kształty na jego płaskim brzuchu, uśmiechając się do siebie. 

-Boże! Jak mi Cię brakowało!-uniosła wzrok i spotkała na swojej drodze jego błękitne tęczówki tlące się iskierkami euforii. 

-Ale co takiego się wydarzyło, bo ja dalej nie wiem.-odparł zamyślony, próbując przypomnieć sobie zdarzenie z przed 3 miesięcy.

-Obawiałam się, że kiedyś o to zapytasz.-spuściła wzrok.-Wróciłam do domu, a Ty spytałeś gdzie byłam. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że u Niko. -poczuła jak jego mięśnie napinają się na dźwięk jego imienia.-Wpadłeś w furię i nie dałeś mi dojść do słowa. A ja chciałam Ci tylko powiedzieć, że zakopałam z nim topór wojenny i wszystko już jest okay. Wściekły wybiegłeś na dwór i ...-nie mogła powstrzymać drgania ciała i łez, które momentalnie pojawiły się na jej policzkach.

-Ej, mała! Nie płacz. Już nic złego się nie stanie. Dobrze zrobiłaś, że się z nim pogodziłaś. Teraz muszę to zrobić jeszcze ja.-otulił ją swoim ramieniem, przyciągając bliżej klatki piersiowej. 

-i...potrącił Cię samochód. Przepraszam, ale to takie bolesne. Gdyby nie Monika i Olek czy też wizyty Niko nie wiem czy bym to wszystko zniosła tak delikatnie.

-Muszę im podziękować. Otaczają nas naprawdę wspaniali ludzie.-kąciki jego ust zbiły się na wyżyny.

-Masz rację. Kocham Cię, Arczi.-musnęła ustami jego wargi.

-Ja Ciebie bardziej Skarbie.-wycisnął na jej ustach czuły pocałunek.-Prześpij się.

                                                        ~*~
Przepraszam, że tak późno publikuję ten rozdział :( Niby taki łatwy, nic specjalnego się nie dzieje, ale sprawił mi problemy :/ Jednak już później jakoś sobie poradziłam :) Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej ^^ Cieszycie się, że nasze zakochańce znowu mogą cieszyć się sobą? ;3 Jak myślicie długo to potrwa? ^^ Wiedzcie, że to nie koniec złych wydarzeń w ich życiu ;) Dziś pojedynek ZAKSA-Resovia :D Ja osobiście jestem za wygraną Kędzierzyna, gdyż Skrzaty powrócą wtedy na 2 miejsce w tabeli, o ile wygrają za 3 punkty z JW, ale o to się nie martwię :D #goSkra #goZAKSA ^^ Całuję i do zobaczenia niebawem :* 
PS: Dziękuję za nominację do Liebster Blog Award! :* Postaram się dzisiaj odpowiedzieć na pytania i utworzę z nimi zakładkę ;)  Niebawem też postaram się dodać coś nowego na Andreasa :) 

sobota, 20 lutego 2016

Dwudziesty trzeci: Mam dla nas tyle planów, ale tylko od Ciebie zależy czy staną się one rzeczywistością czy też zostaną moimi niespełnionymi marzeniami.

Kąciki jego ust wzbiły się na wyżyny, gdy tylko dostrzegł znajomą sylwetkę. Miedzianowłosa odwróciła się w jego stronę i posłała mu ciepły uśmiech. Jej łagodna twarz oświetlona przez słoneczne płomyki prezentowała się naprawdę niesamowicie. Natomiast ciemne kosmyki kołysały się na wietrze. Momentalnie poderwał się z miejsca i wyruszył biegiem w jej kierunku. Po chwili tulił ją w swoich silnych ramionach, wdychając jej słodką woń. Otworzył oczy i napotkał na swojej drodze czekoladowe tęczówki mieniące się niczym najpiękniejszy diament. Zaplótł niesforny kosmyk za jej ucho i złożył na jej policzku subtelny pocałunek, aby po chwili zjechać nosem na jej szyję. Musnął wargami jej skórę, a na jej ustach momentalnie zagościł cudowny uśmiech. Wzdłuż jej ciała przebiegł przyjemny dreszczyk. Jego ciepły oddech drażnił jej skórę, powodując przyśpieszenie bicia jej serca. Jak ten blondyn na nią działał. Chwyciła jego ręce w swoje subtelne dłonie i pociągnęła go na dół, aby opadł na pełną zieleni oraz rozmaitych kwiatów łąkę. Artur roześmiany spełnił jej żądanie i po chwili poczuł jak układa głowę na jego barku. Przymknęła powieki, odchylając głowę do tyłu, aby w pełni rozkoszować się wiosennym słońcem. On tymczasem pochylił się nad jej twarzą, zmniejszając odległość dzielącą ich usta. 

-Artur no!-jęknęła.-Daj, że człowieku pozachwycać się tą piękną pogodą!

Zaśmiał się pod nosem na jej słowa i złączył ich usta w pocałunku. Dziewczyna mruknęła cicho, delektując się językiem, który pieścił jej podniebienie. Z każdą chwilą pochłaniała jego aksamitne wargi, pragnąć więcej. Chwilę później opadła na trawę, a blondyn oparł dłonie po obu stronach jej głowy i nadal miażdżył jej subtelne usta swoimi nienasyconymi wargami. Nim zauważyła a zaczął rozpinać jej koszulę, przenosząc tam także swój język. Obsypywał jej dekolt milionem pocałunków, wysłuchując z uśmiechem jej pomruków zadowolenia. Aż nagle wszystko zniknęło. Zniknęła nieziemsko piękna rudowłosa, pełna różnorakich kolorów łąka... Otoczyła go ciemność oraz głos, który pochodził z nieznanego mu źródła:

-Kocham Cię jak tatę. Proszę otwórz oczy.

Doskonale go znał. Wiedział, że należy on do małego, przesłodkiego blondyna, który posiadał oczy takiej samej barwy jak jego ukochana. 

-Antoś. Już pora iść. Musisz odrobić lekcje. Pożegnaj się z Arturem.-jej łagodny głos...

Dlaczego nie mógł ich zobaczyć?! Dlaczego nie mógł objąć jej swoimi silnymi ramionami i skraść całusa z jej cholernie kuszących warg? Gdzie on był? Dlaczego jego oczom ukazywała się ciemność zamiast otoczony kolorami świat?  Nie znał odpowiedzi na te pytania. Wiedział tylko, że przebywa w dziwnym miejscu. 

                                                               ***
Skupiona okupywała salonowy parapet, podziwiając otulone ciemnością miasto. Sięgnęła po kubek wypełniony po brzegi gorącą cieczą i przyłożyła go do ust, upijając spory łyk. Po jej ciele rozniosło się przyjemne ciepło. Przymknęła powieki i wciągnęła do nozdrzy woń malinowego roztworu. Ponownie przeniosła wzrok na panoramę Rzeszowa i westchnęła głośno. Na zegarze widniała 4 nad ranem, a ona zamiast odpoczywać przed kolejnym dniem pełnym wrażeń użerała się ze swoimi myślami. Nagle dał o sobie znać jej telefon. Po wnętrzu mieszkania rozniósł się dźwięk powiadamiający o nowej wiadomości. Niechętnie zeskoczyła z parapetu i powędrowała w kierunku kuchennego stołu. Pokręciła głową, biorąc w dłoń Samsunga i odczytując treść SMS'a. Nie mogła uwierzyć w słowa przyjaciółki, jednak posłusznie udała się w kierunku drzwi, a gdy przekręciła kluczyk w zamku jej oczom ukazała się sylwetka szatynki. Monika bez słowa przekroczyła próg mieszkania i przygarnęła do siebie właścicielkę lokalu, zamykając ją w swoich ramionach. 

-Dziękuję.-wyszeptała wprost do ucha Dzikiej Kasia. 

-Daruj sobie.-odpowiedziała z uśmiechem partnerka Śliwki.-Serio myślisz, żebym Cię zostawiła samą w takiej sytuacji?-uniosła wzrok na Wiktorowicz.

-Jesteś kochana.-rudowłosa musnęła ustami policzek przyjaciółki. 

Monia momentalnie zawędrowała do kuchni, gdzie przyrządziła sobie oraz kumpeli nowy napój, a następnie zaciągnęła rudowłosą na sofę w salonie. Popijając herbatę wpatrywała się w Kaśkę ze skupieniem, wysłuchując każdego jej słowa. 

-A i jutro zostajesz w domu, kochana. Ja zajmę się Antkiem, a Ty masz wreszcie porządnie się przespać. -oświadczyła jej z szerokim uśmiechem Monika.

-Ale...-próbowała coś powiedzieć Kaśka, ale nie dane jej było dokończyć.

-Żadnego ale. Widziałaś swoje odbicie w lustrze? Wyglądasz jak zjawa z najgorszego horroru. Spokojnie, Olek o wszystkim wie, nie ma nic przeciwko i może do nas nawet zajrzy.-puściła jej oczko szatynka. 

Reszta nocy, a właściwie poranka zleciała dziewczynom na rozmowach o błahostkach. Wiktorowicz doskonale zadawała sobie sprawę jak bardzo potrzebny był jej ten czas spędzony z przyjaciółką czy także odrobina śmiechu jaką wywołała u niej Dzika. Po jakimś czasie jednak poddała się zmęczeniu i zasnęła na ramieniu Moniki. O dziwo kraina Morfeusza okazała się dla niej gościnna i pozwoliła spędzić w niej dość sporo czasu, czego dowodem była 12 widniejąca na zegarze. Niczym oparzona poderwała się z łóżka, sprawdzając czy Antoś obecny jest w swoim pokoju. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że przecież Monika obiecała zaopiekować się małym. Odetchnęła z ulgą i przekroczyła próg kuchni. Jej wzrok momentalnie padł na opartą biodrami o kuchenny blat szatynkę, która właśnie kończyła pić kawę. Dzika posłała jej ciepły uśmiech i obserwując jak zmierza w kierunku lodówki, odłożyła filiżankę na szafkę i zatrzymała ja, odsyłając do kuchennego stołu. Kaśka spojrzała na nią z niezrozumieniem, ale opadła posłusznie na jedno z krzeseł i wpatrywała się uporczywie w sylwetki przyjaciółki. Chwilę później Monika położyła przed jej nosem talerz pełen jajecznicy oraz błękitną filiżankę wypełnioną po brzegi ciemną cieczą, puszczając jej oczko. 

-Smacznego!-zawołała wesoło i opadła na przeciw rudowłosej.

-Nie musiałaś...-Kaśka chwyciła w dłoń widelec i zabrała się za spożywanie posiłku. 

-Kaśka, proszę zamilcz! Masz dziś porządnie odpocząć!

Wiktorowicz wedle życzenia szatynki nie odzywała się już i w ciszy konsumowała jedzenie, spoglądając co jakiś czas na pogrążoną w SMS-owaniu z Olkiem Monikę. Mimowolnie kąciki jej ust powędrowały ku górze. Związek jej przyjaciółki naprawdę rozkwitał z każdym dniem. 

                                                             ***

Przy boku Aleksandra i Moniki przekroczyła próg jednego z rzeszowskich szpitali. Szybkim krokiem podążała w kierunku sali blondyna. Nie chciała zabierać ze sobą przyjaciół, ale kiedy Śliwka zagwarantował, że podwiezienie jej pod budynek to nie problem zgodziła się. Para zatrzymała się na korytarzu, gwarantując, że poczeka tu ile będzie trzeba. Rudowłosa posłała im wdzięczny uśmiech i zagłębiła się we wnętrzu pomieszczenia. Jak miała to w zwyczaju opadła na taboret obok łóżka blondyna i chwyciła go za dłoń. Spuściła wzrok na jego rękę, po czym zaczęła bawić się jego palcami. 

-Artur, kocham Cię.-wyszeptała czule.-Nie raz wyobrażam sobie jak świetnym ojcem byłbyś dla Antosia. Wiem, że za bardzo się zapędzam, ale tak bym chciała, abyśmy byli taką prawdziwą rodziną. Chciałabym codziennie budzić się koło Ciebie, zasypiać czule, całując Cię w usta, gotować dla Ciebie obiady, kibicować Ci w Twojej koszulce na każdym meczu w Radomiu  a nawet na większości wyjazdowych, kochać się z Tobą do białego rama, mieć z Tobą dziecko... Mam dla nas tyle planów, ale tylko od Ciebie zależy czy staną się one rzeczywistością czy też zostaną moimi niespełnionymi marzeniami. - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, która opadła na jego smukłą dłoń.


Stało się coś, czego ona kompletnie się nie spodziewała. Jego dłoń poruszyła się. Poczuła to na swoich palcach, które delikatnie musnął.  Oszołomiona uniosła głowę, a wzrok utkwiła w twarzy przyjmującego. Jego powieki uniosły się, odsłaniając te błękitne tęczówki, które momentalnie zatrzymały się na jej twarzy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że on się obudził! Poczuła się niczym wyrwana z najgorszego koszmaru. Nie zdała sobie nawet sprawy, kiedy jej policzki były mokre od słonej cieczy. Nie były to jednak łzy smutku, a łzy szczęścia.


-Artur!-pisnęła głośno, rzucając się na siatkarza.-Boże! Ty żyjesz!


-A czego miałbym nie żyć?-zaśmiał się cicho.-Co się stało? Dlaczego Ty płaczesz?-gładził zewnętrzną częścią dłoni jej policzek, spoglądając na nią z troską.


-To długa historia, ale jak dobrze, że już jesteś przytomny.-uśmiechnęła się przez łzy.-Zaraz wracam.


-Nie zostawiaj mnie.-szepnął.


-To tylko chwilka.


Niczym szalona pognała po lekarza, ignorując za sobą nawoływania Olka i Moniki. Jej ciało wypełniała istna euforia. Po kilkunastu tygodniach dane jej było usłyszeć jego melodyjny, ciepły głos.  Już nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła zatopić się w jego aksamitnych wargach, których tak cholernie jej brakowało. 


                                                             ~*~

Jest i happy end, ale spokojnie do końca tej historii jeszcze trochę ^^ Artur jak na razie nie za bardzo pamięta co się wydarzyło, więc Kasię czeka trudne zadanie. Jak zareaguje ponownie na wiadomość, że Wiktorowicz widziała się z Penchevem? Kto wie! ;) Proszę was bardzo o komentarze czy to tutaj czy na blogu o Amandzie i Andim czy Jochenie i Adzie, gdyż wyświetleń rozdziału jest naprawdę sporo a komentarzy naprawdę mało w porównaniu do liczby wejść :/ A to naprawdę motywuje, nawet jedno dobre słowo ;) Krytyka także mile widziana :) Jeszcze tydzień wolnego, a potem dalej szkoła -,- Mam nadzieję, że uda mi się rozpieścić was jeszcze kilkoma rozdziałami na blogach ^^
Zapraszam także na :



Całuję i do zobaczenia niebawem :*


poniedziałek, 15 lutego 2016

Dwudziesty drugi: Dlaczego mama jest przez Ciebie smutna?

Po odwiedzeniu blondyna w szpitalu natychmiast pognała do pracy. Przywitała bladym uśmiechem swoją szefową i zameldowała się w fartuszku za ladą. Starała otrzeźwić swój umysł z myśli krążących wokół siatkarza co nie było łatwe. W końcu kilka miesięcy wcześniej zwyczajnie budziła się koło niego, smakowała jego bliskości, napawała jego zniewalającym uśmiechem, wysłuchiwała jego  śmiechu zmieszanego z chichotem Antosia... A teraz pozostała jej jedynie szara codzienna rutyna, którą rozświetlał mały skarb trzymający ją wciąż przy życiu. Z letargu wyrwał ją rozchodzący się po pomieszczeniu dzwonek. Uniosła wzrok z za ścieranego właśnie blatu i ujrzała przed sobą wysokiego bruneta. Momentalnie opuściła swoje dotychczasowe miejsce i rzuciła się na szyję przyjmującego, naznaczając jego policzki mokrymi śladami. Gdy tylko w kalendarzu zawitał maj większość rzeszowskiej drużyny siatkarskiej porozjeżdżała się na obozy przygotowawcze, aby szlifować formę do naprawdę ciężkiego, olimpijskiego sezonu reprezentacyjnego. Dlatego niczym dziwnym nie była radość rudowłosej na przybycie Bułgara.

-Niko! Co Ty tu robisz?! Przecież jest środek przygotowań do sezonu! Konstantinow  Cię zabiję! 

-Spokojnie, Kaśka. Mamy obecnie 3 dni wolnego po ostrym tygodniu harówki. -Penchev posłał jej słodki uśmiech.-Dziękuję za tak miłe powitanie.-złożył całusa na jej policzku i zaśmiał się cicho. 

-Jesteś kochany, wiesz?! Zamiast siedzieć ze swoją dziewczyną przyjeżdżasz do swojej pokręconej przyjaciółki.-zachichotała rudowłosa. 

-Nie przesadzaj.-puścił jej oczko.-Jak się czujesz? 

-A jak mam się czuć? On nadal się nie wybudził. Z każdym dniem coraz bardziej nachodzą mnie myśli, że co będzie jeśli to nigdy nie nastąpi... Przecież ja tego nie przeżyję, a Antoś...Co ja mu powiem?-jej głos gwałtownie się załamał.

-Nie waż się nawet tak myśleć. On z tego wyjdzie, zobaczysz. A teraz poproszę coś energetycznego.

-To co zawsze?-uniosła wzrok na jego twarz i uśmiechnęła się blado.

Kiedy skinął głową wskoczyła za ladę i zabrała się za przygotowywanie Latte. Chwilę później, korzystając z małego ruchu opadła na miejsce naprzeciw bruneta i zatopiła się z nim w krótkiej rozmowie. Jednak później powróciła do pracy, gdyż do lokalu zawitała grupa studentów, którym udało wyrwać się z za murów uczelni czy też zmęczeni po pracy ludzie. Poddała się wirowi pracy, całkowicie zapominając o obecności Bułgara w kawiarni. Z szerokim uśmiechem na ustach po dłuższej chwili ułożyła na stole zajmowanym przez siatkarza talerzyk z ciastkiem, rzucając ze śmiechem "na koszt firmy". Brązowooki zerknął na nią roześmiany i już chciał zaprzeczyć, kiedy ta pognała obsłużyć kolejnego klienta, puszczając mu po drodze lotnego całusa. Musiała przyznać, że wizyta Pencheva rozweseliła jej dzień i czuła się ona naprawdę świetnie w porównaniu do kilku dni wcześniej. 

                                                                ***
Z promiennym uśmiechem wymalowanym na ustach i przy boku Bułgara przekroczyła próg szkoły, oczekując pojawienia się swojej pociechy. W końcu jej oczom ukazał się biegnący w jej kierunku mały blondyn. Schyliła się nieco i wzięła na ręce chłopaka, cmokając  jego czoło. Po chwili jednak postawiła go na szkolnym parkingu, a wtedy przylgnął on do nóg towarzysza rodzicielki, śmiejąc się radośnie. Kasia przystanęła obok samochodu, przyglądając się tej scenie z wymalowanym na ustach szczerym uśmiechem. Niko dwoił się i troił, aby odciągnąć od siebie Wiktorowicza, ale zdało się to na marne. Roześmiana rudowłosa w końcu udała się w ich kierunku, odciągając Antka siłą od kończyn bruneta. 

-Wujek zabierzesz mnie na lody?- zapytał z nadzieją i słodkim uśmiechem na ustach Antoni. 

Kaśka zachichotała pod nosem, spoglądając na twarz siatkarza. Przyjmujący przykucnął przy blondynie, trącając palcem nos chłopaka. Brunet wyszczerzył się, eksponując swoje uzębienie i wypowiedział :

-Dobrze, ale pod warunkiem, że sprzątniesz swój pokój.

-Mówisz jak mama.-stwierdził Wiktorowicz. 

-No przepraszam bardzo, ale od tygodnia panuje w nim kompletny burdel, a ja pracuję i naprawdę nie mam siły jeszcze sprzątać Twoich zabawek. -wystawiła język synowi Kaśka.

-Okay, ale jak pojedziemy na te z automatu.

-Ty tutaj mały nie negocjuj.-zmierzył jasną czuprynę Antosia Nikolay.

Chwilę później w komplecie spacerowali po rzeszowskim rynku, pochłaniając włoskie lody. Kasia po raz pierwszy od wypadku Szalpuka szczerze się uśmiechała, a nawet czuła szczęśliwa. W życiu nie pomyślałaby, że Niko zamiast udać się do swojej partnerki postanowi odwiedzić ją i Antka w Rzeszowie. Doskonale zdawała sobie sprawę jak zapowiada się ten sezon i nie wymagała od chłopaków, aby w każdej wolnej chwili wpadali do kawiarni. W pełni rozumiała ich przemęczenie po wylewaniu siódmych potów przed IO w Rio de Janeiro, które zbliżały się wielkimi krokami. 

Po długim spacerze po centrum miasta zdecydowała, że zabierze Antka na wizytę do Artura, z którym bardzo się zżył. Chciała pożegnać się Bułgarem, aby ten w końcu udał się odwiedzić swoją połówkę, ale przyjmujący zadeklarował jej, że  wesprze ją w tych trudnych chwilach. Uśmiechnęła się pod nosem i poddała jego silnym ramionom. Była mu tak bardzo wdzięczna. W końcu zaparkowała samochód pod szpitalem i przekroczyła próg budynku. Tuż za nią podążali chłopcy. Przystanęła przed drzwiami sali i zaczerpnęła głęboki oddech. Przez ramie spojrzała na blondyna, który pochłonięty był wykłócaniem się z Penchevem o jakąś drobnostkę. Gestem dłoni zaprosiła go do siebie, a ten wystawił język w stronę "wujka" i stanął przy jej boku. Nacisnęła na klamkę i wtargnęła do środka wraz z blondynem. Jakie było jej zdziwienie, kiedy przy łóżku siatkarza została państwo Szalpuk. Pani Elżbieta uniosła wzrok na dziewczynę, zachęcając ją gestem dłoni, aby się nie krępowała i weszła, gdyż oni już opuszczają pomieszczenie. Ból i cierpienie wymalowane na twarzy rodzicielki blondyna wstrząsnęły Wiktorowicz. Kobieta skinęła jedynie głową i ułożyła dłonie na ramionach syna, szepcząc, że za chwilę będzie zostać z Arczim sam. Pan Jarek przywitał się bladym uśmiechem z partnerką syna i opuścił salę w towarzystwie swojej żony. Kasia opadła na taboret obok łóżka blondyna i splotła swoją dłoń z jego. Antek tymczasem przysiadł na kolanach mamy i przejechał palcem po twarzy. 

-Artur dlaczego tak długo śpisz? Dlaczego mama jest przez Ciebie smutna? Przecież możesz się obudzić. Dlaczego teraz tego nie zrobisz? Nie widzisz, że nam Ciebie brakuje. -wypowiadał niczego nieświadomy blondyn.-Kocham Cię jak tatę. Proszę otwórz oczy.

W oczach rodzicielki Antka zaszkliły się łzy. On niczego nie rozumiał. Nie miał pojęcia, że Artur walczy o życie, że nie jest pewne czy się wybudzi. Nie rozumiał dlaczego siatkarz tak długo pogrążony jest we śnie. Kasia nie mogła powiedzieć mu prawdy. Przecież on by tego nie zniósł. Kochał Artura jak swojego własnego tatę, który umył od niego ręce i spieprzył za granicę. Dlatego też Kasia nie miała serca mówić mu, że być może nigdy go już nie zobaczy, że być może nigdy go nie przytuli, że nigdy nie obejrzy go walczącego na boisku... Nim się zorientowała a jej policzki zdobiła słona ciecz pociągająca za sobą czarny tusz. Antek oderwał wzrok od siatkarza i spojrzał z troską na mamę. Odwrócił się w jej stronę i oplótł jej pas swoimi rączkami. Jego błękitne oczy patrzyły na Kasię z niezrozumieniem, ale zarazem miłością. 

                                                                    ~*~
Przepraszam, że ostatnio wrzucam wam tutaj nieco krótkie rozdziały, ale nie chce wszystkiego zdradzać ^^ Już niebawem dowiecie się czy Arturowi dane będzie zobaczyć jeszcze Kasię i Antosia :) Zachęcam do zaglądnięcia na Jak Wenus i Mars. Jesteśmy z innych gwiazd. , gdzie pojawiła się jedynka wcześniej niż planowałam, ale po co was trzymać skoro mam napisane do przodu ^^ A być może dziś a jak nie to w najbliższym czasie pojawi się także nowość na Andreasie ;3 Dziękuję za opinię pod ostatnim rozdziałem i całuję ;* Do zobaczenia niebawem ;*

sobota, 13 lutego 2016

Dwudziesty pierwszy : Walcz Artur, walcz.

Kilka minut później na miejsce wypadku przybyła karetka. Zdruzgotana miedzianowłosa została odciągnięta od blondyna przez ratowników i stała teraz obok kierowcy samochodu, łkając cicho oraz przyglądając się poczynaniom lekarzy. Chwilę później wparowała do pojazdu, usiadła obok chłopaka i splotła jego palce ze swoimi, kciukiem ocierając zewnętrzną część smukłej dłoni chłopaka. Uśmiechnęła się blado pod nosem i wyszeptała czule:

-Walcz Artur, walcz. Wierzę w Ciebie kochanie.

Obecny z tyłu doktor uśmiechnął się pod nosem na te słowa i ułożył rękę na ramieniu Wiktorowicz, wypowiadając z nikłym uśmiechem:

-Będzie dobrze. Proszę się nie martwić. To silny chłopak.

Dziewczyna skinęła jedynie głową i umiejscowiła swój wzrok na twarzy przyjmującego. Gdyby nie to zdarzenie, którego była świadkiem stwierdziłaby, że Artur po prostu pogrążony jest we śnie. Przymknięte powieki, unoszący się delikatnie mostek... Przejechała palcem po jego łagodnych rysach twarzy, czując jak w jej oczach ponownie szklą się łzy. Kilkanaście minut temu zwyczajnie się na nią wydzierał, uważał, że wskoczyła swojemu przyjacielowi do łóżka, a teraz tak zwyczajnie leżał w karetce bezczynnie podłączony do różnorakich urządzeń. I pomyśleć, że w tamtej chwili go nienawidziła. Teraz pragnęła jedynie ponownie ujrzeć te czekoladowe tęczówki śmiejące się do niej i poczuć ciepło jego warg. Starła kciukiem słoną ciecz zdobiącą jej policzki i omiotła wzrokiem wnętrze samochodu. Na sam widok tych wszystkich przyrządów, leków, maszyn...ogarniał ją strach. Pokręciła stanowczo głową, aby pozbyć się tych okropnych myśli i ponownie wbiła wzrok w twarz blondyna. 

Chwilę później lekarze wyskoczyli z karetki i ostrożnie wyciągnęli z niej łóżko. Kaśka wciąż trzymała w swojej drobnej dłoni smukłą rękę siatkarza, podążając za ratownikami. Niestety nie dane było jej towarzyszyć im do końca, gdyż zatrzasnęli jej oni drzwi od pracowni rentgenowskiej tuż przed nosem. Zrezygnowana opadła na krzesło na przeciw pomieszczenia i omiotła obojętnym wzrokiem otoczenie. Po chwili zdecydowała się zadzwonić do rodziców chłopaka, którzy zagwarantowali pojawienie się w szpitalu jak najszybciej. Ukryła twarz w dłoniach i dała upust swoim emocjom, pozwalając sobie na cichy szloch. Nagle dał o sobie znać jej telefon. Pośpiesznie sięgnęła po Samsunga umiejscowionego w kieszeni dżinsów i przetarła oczy, gdyż utrudniały jej one rozpoznanie zdjęcia kontaktu. Po chwili jednak rozpoznała ona na nim uśmiechniętego od ucha do ucha Bułgara. Wzięła głęboki oddech i przejechała palcem po ekranie, akceptując połączenie.

-Cholera Kaśka! Co takiego wydarzyło się pod waszym domem?! Skąd było tam tyle ludzi?! Halo?! Jesteś tam?! -w słuchawce rozbrzmiewał wrzask Pencheva.

-Artur... Artur...on...-wypowiadała drżącym głosem.

-Co się stało z Arturem?! Powiedz to wreszcie, Kaśka!-ponaglał ją przyjmujący.

-...on...miał...wypadek.-wybuchła głośnym płaczem.

-Cholera! W jakim jesteś szpitalu? Zaraz tam będę!

-Chopina.-wyszeptała i rozłączyła się. 

Tak jak obiecał kilkanaście minut później przekraczał próg szpitala. Zaniepokojony widokiem roztrzęsionej przyjaciółki podbiegł do niej o mało, nie taranując pielęgniarki z wózkiem. Posłał kobiecie przepraszające spojrzenie i momentalnie zamknął w uścisku rudowłosą. Dziewczyna spojrzała na niego szklącymi się oczami i już miała otwierać usta, gdy ten przyłożył do nich palec i wypowiedział pieszczącym jej ucho łagodnym głosem:

-Cii.... Nic nie mów. 

Dziewczyna skinęła subtelnie głową i ułożyła ją na jego torsie. 

                                                                  ***
Maj 2017

Niewyspana po raz kolejny opuściła łóżko, pukając w drzwi pokoju Antosia. Blondyn z szerokim uśmiechem zawitał na jej ręce, muskając ustami jej policzek. Na jej ustach na krótki czas zagościł subtelny uśmiech. Oboje zameldowali się w kuchni, aby spożyć śniadanie. Tym razem Kasia zdecydowała się na tosty. Ze smakiem pochłaniali posiłek, wymieniając ze sobą kilka zdań. Gdy maluch popędził do swojego pokoju, aby się ubrać Kaśka zaparzyła sobie świeżej kawy, która utrzymywała ją przy życiu. Od czasu wypadku Artura nie zmrużyła ona oka ani na chwilę, co trafnie podkreślały zdobiące jej twarz sińce pod oczami. Skutecznie udawało jej się jednak ukrywać je przed światem pod sporą warstwą korektora. Chwyciła parujące naczynie w dłonie i powędrowała do sypialni. Opadła na łóżko, zatapiając usta w ciemnej cieczy i przymykając powieki. Tak bardzo chciała, aby wysoki blondyn krzątał się po jej mieszkaniu tak jak za dawnych czasów. Tak bardzo jej go brakowało. Pokręciła stanowczo głową, starając się odgonić te dręczące ją myśli. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę smutku. Przecież mały wszystko widział. Był już dużym, inteligentnym chłopcem. Podniosła się z miejsca i podeszła do szafy. Po chwili zastanowienia zdecydowała się na ubranie czarnej sukienki z motywem białych serduszek wykonanej z przewiewnego materiału. Pośpiesznie skoczyła do łazienki, gdzie ukryła ślady po nieprzespanej nocy oraz doprowadziła się do ładu. Gdy wróciła do salonu czekał tam na nią już blondyn. Poczochrała dłonią jego jasną czuprynę i chwyciła za plecach swojej pociechy. Z delikatnym uśmiechem na ustach przekroczyła próg budynku. Jasne promyki słońca zdobiły jej twarz, a lekki wiatr targał subtelnie jej ciemne kosmyki. Otworzyła samochód i wpakowała na tyle siedzenie tornister chłopaka, po czym zapięła go pasem i sama zajęła miejsce kierowcy. Opuściła z piskiem opon parking z pod bloku i wyruszyła w kierunku szkoły blondyna. Chwilę później odstawiała go pod budynek i żegnała czułym całusem w policzek. Gdy tylko mały zniknął za drzwiami lokalu włączyła się do ruchu drogowego i obrała kierunek obecnego miejsca pobytu Artura. 
Skupiona przemierzała szpitalny korytarz, mierząc wzrokiem drzwi sal. Przystanęła, gdy na dębowym materialne odnalazła szyk cyfr układających się w numer 12. Nałożyła na siebie specjalne ubranie i ułożyła dłoń na klamce, po czym nacisnęła ją mocno i przekroczyła próg sali. Jej wzrok momentalnie padł na bezwładną sylwetkę siatkarza otuloną śnieżnobiałą pościelą, a w jej oczach pojawiły się łzy. Przysiadła na taborecie znajdującym się obok łóżka przyjmującego i chwyciła jego dłoń w swoje ręce. Skupiła swój wzrok na jego twarzy, która od ponad 2 miesięcy nie zmieniła wyrazu. Od tych dwóch cholernych miesięcy była ku kresu wytrzymałości. Gdyby nie Antek... Zwyczajnie bała się myśleć co by się stało, gdyby nie obecność Antka. Obrażenia Szalpuka odniesione w wypadku były zbyt rozległe, dlatego trwał on w śpiące farmakologicznej. Obdarzyła obojętnym wzrokiem na  maszynę podtrzymującą czynności życiowe blondyna i wybuchła głośnym płaczem. 

-Nie masz pojęcia jak cholernie mi Cię brakuje...Tak bardzo chciałabym cofnąć czas...-mówiła drżącym głosem.-Błagam Cię Arczi wróć. Wiem, że to głupie, ale jak pierwszy raz Cię spotkałam to poczułam takie dziwne ciepło rozchodzące się po ciele. To Twoje plątanie przy przedstawianiu się było tak uroczo słodkie, a do tego ten urzekający uśmiech. Boże! Wiedziałeś jak mnie zbajerować! A później nasz taniec... To jak się o mnie starałeś, a ja Cię odrzucałam. Jeszcze nikt tak o mnie nie zabiegał i pomyśleć, że zgodziłam się na związek z takim wariatem. Nie przypuszczałam, że będę z Tobą taka szczęśliwa, że tyle przetrwały, że Antoś powie kiedyś do Ciebie tato...-uśmiechnęła się subtelnie. 


                                                                             ~*~
Przepraszam, że w ostatnim tygodniu nie pojawił się post, ale musiałam jechać do internatu i się nie wyrobiłam :( Jednak teraz mam ferie, więc bądźcie spokojne o częstotliwość dodawania rozdziałów :) Będę starała się to robić co 2-3 dni :3 Jak widzicie nie uśmierciłam Artura (jeszcze), ale jego sytuacja zdrowotna nie jest najlepsza :/ Muszę was uświadomić, że za niedługo rozstaniemy się z historią Artura i Kaśki ;) A pełną parą wystartują losy Jochena i Ady ^^ Jak na razie jednak trochę przed nami ;) Dziękuję za opinię pod ostatnim rozdziałem i zachęcam do dalszego wyrażania opinii w komentarzu ;* Zaległości na blogach postaram się nadrobić przez te dwa tygodnie ;3 Całuję i do zobaczenia już niebawem ;*